Avatar: Frontiers of Pandora - recenzja
2023-12-12 10:42:387 grudnia 2023 roku odbyła się premiera gry „Avatar: Frontiers of Pandora”, za którą odpowiada firma Ubisoft. Oparty o najnowszą wersję silnika Snowdrop i przygotowywany wyłącznie z myślą o konsolach nowej generacji oraz komputerach PC tytuł zabiera nas do świata wykreowanego przez Jamesa Camerona w filmie „Avatar” z 2009 roku. Tym razem jednak odkrywać będziemy osobiście Zachodnie Rubieże, czyli nigdy wcześniej nie oglądaną część Pandory. Jako członek (albo członkini, bo na początku kreujemy sobie postać) plemienia Na’vi mamy za zadanie odparcie najeźdźców z RDA oraz zjednoczenie plemion w drodze ku wolności. Czy warto się tym zająć? Przeczytajcie recenzję gry „Avatar: Frontiers of Pandora”!
Zobaczcie screeny z gry Avatar: Frontiers of Pandora >>
Z osobistą wizytą na Pandorze
„Avatar: Frontiers of Pandora” pozwala wejść do świata, który zachwycał nas w filmach Camerona jeszcze bardziej niż poprzez seans kinowy w 3D. Tutaj przejmujemy stary nad postacią i samodzielnie kierujemy jej poczynaniami, co w perspektywie pierwszoosobowej daje niespotykaną wcześniej immersję.
Na naszej konsoli Xbox Series S gra działała w stabilnych 30 klatkach na sekundę, ale jeśli macie solidne komputery albo Xbox Series X czy PlayStation 5, to w trybie wydajnościowym można cieszyć się płynnością na poziomie 60 fps. Tak czy siak, tytuł prezentuje się bardzo dobrze jeśli chodzi o jakość grafiki, a przy otwartym świecie z jakim mamy tu do czynienia, jest produktem niemal pozbawionym tzw. bugów i gliczy od dnia premiery.
Dech zapiera sama Pandora! Spektakularnie wyglądająca roślinność, lasy, łąki, wodospady, rzeki oraz charakterystyczne, unoszące się w powietrzu skały, to coś, co sprawia, że bezustannie zatrzymujemy się, aby podziwiać widoki czy robić screeny.
Avatar Primal
Jak na uniwersum „Avatara” przystało, faunę i florę nie tylko obserwujemy, ale też wchodzimy z nią w interakcję. Twórcy wielki nacisk położyli na życie z zgodności z przyrodą, bez względu na to czy polujemy (podziękowanie zwierzętom za dary), czy zbieramy owoce (minigierka zręcznościowa), zawsze czujemy, że ten świat nie należy do nas, tylko jest częścią nas.
Polowania i wszelkiego zbieractwa jest naprawdę sporo, bo nie tylko musimy gotować (minigra jak w serii Zelda) według przepisów albo własnego nosa, ale także kraftować ubrania i inne przedmioty, jak zawsze w serii „Far Cry”. A jeśli już o tym mowa, „Avatar: Frontiers of Pandora” w prawie każdym aspekcie przypomina popularną serię Ubisoftu.
Można nawet złośliwie powiedzieć, że to Far Cry Primal ubrany w nowe, avatarowe szaty. Coś w tym jest, bo przecież plemienne zwyczaje i problemy (misje główne rodzaje questów pobocznych itd.) są tu w roli głównej, a nacisk na strzelanie z łuku zamiast (też obecnej, ale szczątkowo) broni palnej jest dobrze widoczny.
Na czym polega rozgrywka?
Co można robić w „Avatar: Frontiers of Pandora”? Eksploracja planety, zbieractwo, śledztwa (jak w innych seriach Ubisoftu), polowanie, hakowanie (mamy do tego specjalny sprzęt), skradanie (czasem nie ma wyjścia, bo łatwo tu zginąć), walka (irytować potrafią nagłe skoki poziomu trudności), trochę jazdy i latania na oswojonych zwierzakach (to jest fajne!) czy misje dla różnych plemion – oto nasze zajęcia w grze. Niestety wszystko to dość szybko się nudzi, a biorąc pod uwagę, że fabuła i antagonista nie należą do zbyt interesujących, istnieje obawa, że tytuł porzucicie wcześniej niż zakładali twórcy.
Uwagę zwraca wspomniany już przepiękny świat przedstawiony, ale jeśli Pandora już wam się opatrzy, to przy grze utrzymać może was tryb współpracy, gdzie do eksploracji i walki zaprosić możemy jeszcze jednego gracza. Jeśli zatem jesteście fanami filmowych „Avatarów”, to nowy tytuł od Ubisoftu wciągnie was na długie godziny. Natomiast jeśli macie do tego uniwersum neutralne nastawienie, to zakup gry musicie dwa razy przemyśleć.
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe
Polecamy przeczytać też: Recenzja gry Far Cry 6 >>